Każda z nas kobiet ma obecnie do wyboru ogromną gamę różnego rodzaju środków piorących do wyboru. Idziemy do sklepu, patrzymy na półki i wybieramy to opakowanie, które wizualnie najbardziej przyciąga nasz wzrok. Rzadko lub wcale nie czytamy etykiet. Wystarczy nam jedynie informacja iż proszek jest MADE IN GERMANY. Czy słusznie?
Czy w XXI wieku mamy jeszcze doczynienia z tendencją co nie nasze, to lepsze? Zdania są podzielone. Producenci przekonują, że to mit, ale konsumenci wiedzą swoje. Pomimo, że Polacy bardzo polubili zakupy w ogromnych supermarketach, to jednak po zakupy "chemiczne" coraz częściej udają się do małych osiedlowych sklepików - Chemia z Niemiec. Statystyki podają, że już co 10 gospodarstwo domowe używa tylko niemieckich środków czyszczących. Na czym polega ten fenomen ich popularności?
Klienci twierdzą, że te proszki są bardziej skoncentrowane, a co za tym idzie starczają na dłużej oraz, że pachną dużo ładniej i intensywniej niż naszej rodzimej produkcji. Czy to jest prawda?
Eksperci badający środki czystości w laboratoriach są zgodni, iż proszek pochodzący z tej samej fabryki, rozsypywany do tych samych opakowań, jest inny w zależności od kraju docelowego. Chodzi dosłownie mówiąc o rozdzielenie produkcji na różne rynki. Producenci tłumaczą się preferencjami klientów. A więc "swoich" traktują bardziej serio niż dajmy na to Polaków?
Coś w tym jednak jest. Pytanie tylko czemu wahamy się między wyborem niemieckiego proszku do prania, a tego importowanego, a nie decydujemy się na nasze polskie produkty. Czy polskie produkty znajdują się w klasyfikacji konsumenckiej jeszcze niżej niż te "podrabiane"?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz